Forum www.thetwilight.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Moja durna powieść (czyli "W cieniu ciemności")

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.thetwilight.fora.pl Strona Główna -> FanFic
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sabriel
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kutno

PostWysłany: Pią 15:06, 07 Sie 2009    Temat postu: Moja durna powieść (czyli "W cieniu ciemności")

Ekhem... Prologu na razie nie dam bo jest w przebudowie ^^; Ale to nie utrudni zrozumienia akcji. No więc... Ekhemmm....

Rozdział 1
Burza


Cisza. Okrutna, męcząca cisza i pusta kartka przed nosem. Holly westchnęła boleśnie. Cała noc zakuwania, a teraz pustka w głowie, biała plama w pamięci. Rozpaczliwie próbując przypomnieć sobie odpowiedź, choć na jedno pytanie, przygryzła dolną wargę. Zamknęła oczy i zacisnęła pięści pod ławką, czekając. Nic jednak nie nastąpiło. Sfrustrowana odsunęła od siebie kartkę, nie mogąc już patrzeć na jej pustkę, która wprost raziła w oczy.
-Proszę odłożyć długopisy –powiedział nauczyciel od historii.
Holly przyjęła jego słowa z mieszanymi uczuciami. Była przerażona perspektywą kolejnej jedynki, jednak gdzieś w środku czuła dziką radość, gdyż nie musiała siedzieć dłużej w tej klasie. Lekko trzęsącymi się rękoma, spakowała swoje rzeczy do plecaka i zarzuciła go na plecy. Zrobiła jeden nieśmiały krok w stronę drzwi, nauczyciel nic nie powiedział, więc pędem wypadła z sali. Pobiegła ku drzwiom wyjściowym, historia była jej ostatnią lekcją.
-Hej, Holly, zaczekaj! –dobiegł ją głos Patryka.
Dziewczyna zatrzymała się i oparła o ścianę, tuż koło lustra, wciskając ręce głęboko w kieszenie. Przymrużonymi oczami obserwowała zmierzającego w jej stronę przyjaciela¬. Jak zwykle jego blond włosy niesfornymi kosmykami opadały mu na czoło. Artystyczny nieład, pomyślała i uśmiechnęła się pod nosem. Nie był to bynajmniej uśmiech niewiniątka.
-Co się tak uśmiechasz? –zapytał Patryk stając przy niej.
-Tak sobie. A co, nie wolno?
Młodzieniec przyjrzał się jej uważnie swoimi błękitnymi oczami. Widocznie znalazł to, czego szukał, gdyż na jego twarzy zakwitł uśmiech.
-Można. –Mrugnął do niej. –Widzę, że jesteś w dobrym humorze, więc napisałaś test, tak?
Holly spochmurniała; odwróciła się i spojrzała w lustro. Zobaczyła wysoką piętnastolatkę z długimi włosami związanymi w kitkę. Pod gęstymi brwiami, błyszczały małe, brązowe oczy, które zawsze wesołe, teraz wyrażały tylko smutek. Usta miała pełne i jasnoróżowe, lecz ścisnęła je tak mocno, że prawie nie było ich widać.
-Nic nie napisałaś prawda? –spytał Patryk z wyra-źną troską w głosie.
Holly pokiwała głową. Nie była w stanie odpowiedzieć, gdyż nagle zaschło jej w gardle. Zdała sobie sprawę, że mama nie będzie zadowolona. Kolejny niezliczony sprawdzian. Jednak nic nie mogła na to poradzić. Historia była jej słabym punktem. Zawsze, kiedy dziewczyna zaczynała ją trochę rozumieć, wymy-kała się z uścisku jej umysłu zwinnie niczym ryba z sieci. Próbowała to wytłumaczyć nauczycielowi, lecz on był nieugięty. Zapowiedział, że jeśli nie poprawi ocen nie przepuści jej do następnej klasy.
-Na pewno masz jakieś dobre oceny –powiedział niepewnie Patryk, wyrywając ją z zamyślenie.
-Tak, jeśli uznasz dwójkę za dobrą ocenę –jęknęła.
Holly poczuła w ustach kwaśny posmak. Odsunęła od siebie mdłości i z westchnieniem wyszła na dwór. Chłodny wietrzyk delikatnie musnął jej twarz, jakby starał się ją pocieszyć. Holly zapięła bluzę i ruszyła przed siebie, czują obecność przyjaciela za plecami. Była wściekła na samą siebie. Na język cisnęło jej się kilka przekleństw, jednak nie wypowiedziała ich. Milczała, a Patryk to tolerował, za co była mu ogromnie wdzięczna. Nie miała ochoty na rozmowę, gdyż podczas niej mogło paść parę niechcianych słów, których by później żałowała.
Szybkim krokiem szli przez park. Młode, późno wiosenne listki pięknie lśniły w blasku słońca. W powietrzu rozchodził się słodki zapach kwiatów. Park był olbrzymi, a szum drzew w nim rosnących, doskonale zagłuszał hałas ruchu drogowego.
Holly poczuła ukłucie żalu, gdy wyszła na ulicę. Kochała spędzać czas na łonie natury, nawet, jeśli to był park w centrum wielkiego miasta. Miała już dość ciągłego trąbienia samochodów, smrodu spalin! Bo co to było za życie w świecie maszyn? Może i pomagały one w wykonywaniu pracy, ale nie powinno się w nich zatracić i zapomnieć o naturze.
Dziewczyna z każdym krokiem stawała się coraz bardziej nerwowa. Walczyła ze strachem, który powoli wtargnął do jej serca. Nie miała pojęcia jak powie mamie o historii. Starała się wymyślić jakieś sensowne wytłumaczenie, ale i tym razem umysł ją zawiódł. Skrzywiła się zrozpaczona. Pragnęła zapomnieć o wszystkich problemach tego dnia.
Myśli Holly skierowały się ku jej klaczy. Jakże chciała teraz ją zobaczyć, zatopić rękę w jej grzywie i dać się jej porwać. Pocwałowałaby w dal nie zważając na nic. W towarzystwie swojej klaczy zawsze odczuwała spokój. Była ona lekarstwem na wszystkie jej smutki. Rytmiczny stukot kopyt, ciche prychnięcia czy rżenie działały kojąco na nerwy.
Dziewczyna zatrzymała się na jednym z licznych skrzyżowań w mieście. Niezdecydowanie spojrzała w lewo gdzie w oddali majaczyła ulica, na której mieszka. W domu czekała na nią mama, czekała kolejna kłótnia. Nie! Nie była jeszcze na to gotowa. Przełknęła z trudem ślinę i skręciła w prawo. Kierunek stajnia!, pomyślała z goryczą.
-Gdzie ty idzie? –zawołał zaskoczony Patryk.
-Do stajni. –Zatrzymała się.
Młodzieniec uniósł jedną brew.
-A twoja mama wie?
-Nie –warknęła zirytowana Holly.
-To czemu tam idziesz?
-Chce pojeździć konno, to chyba logiczne.
-Holly, musisz iść do domu. –Mówił do niej wolno, jakby nie była w stanie zrozumieć takiego prostego zdania. –Powinnaś powiedzieć mamie gdzie będziesz.
-Patryk, ale ja nie chcę. –Skrzywiła się. To zabrzmiało jak uskarżanie się małego dziecka. – Po prostu potrzebuję chwili spokoju, a w domu bym jej nie znalazła –poprawiła się szybko, łagodnie.
-Och… No tak. To ja… Znaczy się… Prze- praszam –wyjąkał zawstydzony młodzieniec. –Zapomniałem. Test.
Holly skinęła głową i uśmiechnęła się smutno.

* * *

W stajni o tej porze było mało osób, głównie pracownicy. Holly i Patryk żwawym krokiem ruszyli do budynku dla pracowników, chcieli odebrać klucze od szafek.
-Cześć dzieciaki –powiedziała pani Colfir, młoda woźna siedząca w holu. –Jak się macie?
-Nie jest tak źle. –Holly uśmiechnęła się promiennie. Ona, tak samo jak Patryk, lubiła Isabele Colfir. –A ty Isabel?
-Jakoś da się przeżyć –powiedziała rozbawiona. –Prosto po szkole? –zapytała zerkając na plecaki.
-Tak.
-Chyba nie urwaliście się z lekcji, co? –spytała udając surowy ton.
-O co ty nas osadzasz, Isabel. My jesteśmy pilnymi uczniami –powiedział Patryk, a w jego oczach pojawił się łobuzerski błysk.
-Dobrze już dobrze. –Stłumiła śmiech. –A teraz trochę formalności. Powiedźcie mi swoje nazwiska.
-Ale ty przecież je znasz –zaprotestował młodzieniec. Nie mógł jednak tak długo wytrzymać i wybuchnął śmiechem.
-Taka jest moja praca. –Isabel zacmokała z udawanym oburzeniem. –Więc powiedźcie nazwiska.
-Sofins –rzuciła Holly.
-Witori.
Kobieta odwróciła się, szybko wyjęła klucze i podała je właścicielom.
-No tak lepiej –mruknęła. –To miłej przejażdżki.
-Dzięki Isabel –krzyknęli przyjaciele i pognali szybko do szatni.
W pomieszczeniu nie było żywej duszy; treningi miały zacząć się za godzinę. Powietrze było przyjemnie ciepłe, unosił się w nim zapach pasty do czyszczenia podłóg.
Holly otworzyła swoją szafkę i wyjęła z niej strój do jazdy konnej. Zawsze trzymała go w szatni, na wypadek, gdyby miała taki dzień jak ten. Z boku doszły ją ciche przekleństwa Patryka, meczącego się z zamkiem. Spojrzała karcąco na przyjaciela. Młodzieniec wymamrotał niezrozumiale jakieś przeprosiny i wrócił do nieudolnych prób przekręcenia klucza.
Dziewczyna westchnęła i cisnęła plecak do szafki; szybko poszła do łazienki. Przebrała się, po czym ochlapała twarz wodą. Postała chwilę oparta o umywalkę, lecz jej serce rwało się już do ukochanej klaczy. Wróciła do szatni.
Patryk stał już przy drzwiach, pogwizdując cicho. Uśmiechnęła się na ten widok i upchnęła ubrania do szafki. Kolejna bitwa wygrana, przemknęło jej przez myśl. Dała przyjacielowi kuksańca w bok i ze śmiechem wybiegła z szatni.

* * *

Rytmiczny stukot kopyt rozniósł się echem po okolicy. Holly pochyliła się nad grzbietem swojej klaczy i wtuliła twarz w jej grzywę, po chwili wyprostowała się krzycząc radośnie. Była w swoim żywiole. Koń popędzony delikatnymi poleceniami dziewczyny zaczął cwałować. Gwałtowne uderzenie wiatru, spowodowane zmianą prędkości, na moment pozbawiło ją tchu. Poluźniła wodze pozwalając, aby Krystal sama wybrała drogę. Klacz zarzuciła łbem i zarżała radośnie, przyśpieszając jeszcze trochę.
-Ej no, poczekaj na mnie!
Holly wybuchnęła śmiechem słysząc cień rozpaczy w głosie Patryka. Ściągnęła wodze zmuszając Krystal do zwolnienia biegu, wpierw na galop, potem na kłus. Klacz zaprotestowała cichym parsknięciem, jednak nadal była posłuszna. Po minucie obok niej kłusał gniady ogier młodzieńca, Carslien.
-Gdybyś nie zwolniła w życiu bym cię nie dogonił –rzekł uśmiechając się. –Tworzycie z Krystal wspaniałą parę.
-Wiem –odparła z dumą Holly.
-Nie dość, że się świetnie rozumiecie to jeszcze kolorami się dobrałyście. –Patryk zaśmiał się cicho. –Czarnowłosa dziewczyna i kara klacz. Wprost niesamowite.
Dziewczyna pogładziła Krystal po grzywie, a w jej oczach pojawiły się wesołe błyski. Rozkoszował się tym czasem spędzonym z dala od domu. Choć na chwilę mogła zapomnieć o tej ponurej monotonii życia i oddać się temu, co przyjemne. Wiatr delikatnie bawił się jej włosami, a słońce miło ogrzewało jej twarz. Rozejrzała się dookoła z zadowoloną miną. Znajdowała się poza terenem miasta, na rozległych polach. W oddali majaczyły wzgórza, niskie i wysoki. Tu jest wspaniale, pomyślała.
-Trener też tak myśli –powiedziała nagle.
-Jak? –Młodzieniec zmarszczył czoło i uśmiechnął się kpiąco. –Że dobrałyście się kolorami? -Nie, matole! –Zachichotała cicho. –Powiedział, że ja i Krystal świetnie się rozumiemy. Dlatego też ona jest m o i m koniem –dodała, zadowolona, że udało się jej to powiedzieć obojętnym tonem.
-Co?! –Patryk wstrzymał konia, zaskoczony.
-Kupiłam ją wczoraj –odparła nawet się nie odwracając.
-To wspaniale! –krzyknął młodzieniec, gdy z powrotem się z nią zrównał.
-Wiem –powiedziała po raz wtóry tego dnia i pocwałowała w dal.

* * *

Holly zadrżała lekko, kiedy drobna kropla deszczu spłynęła jej po policzku. Razem z Patrykiem wjechała właśnie między wzgórza.
Spojrzała w niebo. Ciepłe słońce zniknęło za zasłoną chmur. Świat wydał się nagle szary i ponury; wszystkie zwierzęta skryły się w norach i jamach wyczekując n promienie słońca.
Nagle Carslien zrównał się z Krystal.
-Mokro tutaj trochę! –zawołał młodzieniec. –Ale nie żałuję tej przejażdżki.
-Ani ja –odparła dziewczyna. –Przecież jeździli- śmy w gorszych warunkach, więc co mi tam.
Dalej jechali w ciszy. Holly założyła a głowę kaptur, zadowolona, ż jednak zdecydowała się wziąć bluzę. Jechali szybko, zostawiając za sobą kolejne metry. Minęli mały parów, oznaczający, że za chwilę znowu wyjadą na polanę.
Pogoda z każdą chwilą się pogarszała. Wtem drobny deszcz zmienił się w potężną ulewę. Krystal zarżała przerażona.
-Spokojnie moja mała, spokojnie –powiedziała dziewczyna gładząc klacz po grzywie i rozglądając się dookoła.
Ściana wody nie pozwalała zobaczyć nic, choćby oko wykol.
-Patryk! Patryk, gdzie jesteś?! –krzyknęła.
-Za tobą!
Holly podskoczyła, gdy ktoś złapał ją za ramię. Odwróciła się i zobaczyła przyjaciela. Cały ociekał wodą, a włosy wprost lepiły mu się do głowy. Pewnie nie wyglądam lepiej.
-Wracajmy już! –zawołał przekrzykując huk wody.
-Ale jak? Jak w takim deszczu odnajdziemy drogę powrotną?
-Musimy zaufać koniom. Nie możemy tu zostać, bo może nas to kosztować ciężką chorobą. Zresztą konie też raczej by zachorowały. Nie mamy innego wyjścia.
Holly skinęła głową, niechętnie przyznając Patrykowi rację. Niezbyt się paliła do kilku tygodni spędzonych w łóżku. Drżąc z zimna pochyliła się nad grzbietem klaczy i szepnęła jej do ucha: „Zawieś do stajni”. Krystal zarżała jakby na potwierdzenie tych słów i ruszyła kłusem. Obok niej biegł Carslien. Wytrwale parli przez ulewę trzymając się blisko siebie.
Dziewczyna nie wiedziała ile czasu tak jechali, gdy nagle konie zaczęły zachowywać się dziwnie. Prychały i rżały gniewnie. Przestały biec tylko kręciły się nerwowo.
-Co im jest?- krzyknął Patryk. W jego głosie słychać było przerażenie.
-Nie wiem –sapnęła Holly. Trzymała się grzywy próbując nie spaść z wierzgającej klaczy.
Błysnęło i dziewczyna zobaczyła, że są niebezpiecznie blisko parowu. Wtem Krystal i Carslien stanęli dęba, a dziwna fala energii uderzyła w przyjaciół wyrzucając ich w powietrze.
Holly krzyknęła przeraźliwie, czując jak spada. Gdzieś koło dwóch metrów nad ziemią coś spowolniło jej upadek, a potem była już tylko ciemność.

Rozdział 2
Szare lwiątka


Holly jęknęła i otworzyła oczy, krzywiąc się z bólu. Usiadła, rozglądając się nieprzytomnie. W ustach czuła smak krwi, splunęła śliną zabarwioną czerwienią. Szybkim ruchem przetarła twarz. Gdy jej ręka dotknęła nosa poczuła przeszywający ból. Świetnie! Wzięła głęboki oddech, starając się mimo wszystko skupić. Gdzie ja jestem?
Odpowiedź pojawiła się w jej głowie nagle. Holly przyjęła ją niczym cios w żołądek. Parów! Była w parowie! Dopiero teraz rozpoznała parę szczegółów widzianych wcześniej z góry.
Wstała i zaczęła spacerować, chwiejąc się na nogach. Całe jej ciało protestowało przy najdrobniejszym ruchu. Zderzenie z ziemią zrobiło swoje. Wodziła wzrokiem po ścianie parowu, szukając jakiegoś wyjścia, miejsca do wspinaczki. Nic jednak nie znalazła. Ściana była stroma i gładka. Nie zważając na głos rozsądku, kopnęła z całej siły kamień leżący przed nią. Nogę przeszyła jej błyskawica bólu. Odwróciła się i wtedy zauważyła Patryka. Leżał za skałą, więc wcześniej nie mogła go zobaczyć. Szybko podbiegła do niego.
Holly uklękła i sprawdziła puls przyjaciela. Żył! Dziewczyna poczuła jak wypuszcza powietrze, które najwidoczniej wcześniej wstrzymała. Fala ulgi zalała jej serce. Niestety, były jeszcze obrażenia. Na prawym przedramieniu młodzieńca widniała długa i głęboka rana. Mocno krwawiła. Holly zdała sobie sprawę, że tylko to, iż Patryk leżał na tej ręce uchroniło go przed poważnym upływem krwi. Może nawet przed śmiercią.
Nie mając nic innego pod ręką, dziewczyna zdjęła bluzę i zaczęła ją drzeć na pasy. Materiał, mimo że doskonale ogrzewał, był delikatny.
Po paru minutach, przyglądał się krytycznie opatrunkowi. Jeszcze nie przemókł od krwi, więc ucisk był dostatecznie mocny. Na razie to musiało wystarczyć.
Powiodła spojrzeniem po ziemi. Patryk potrzebo- wał jakiegoś okrycia. Jej wzrok przykuło skupisko paproci rosnących pod drzewami, tworzącymi doskonałą kryjówkę, ciągnącą się daleko w głąb parowu. Holly podniosła się ciężko i podkuśtała w ich stronę. Narwala liści, po czym wróciła do przyjaciela. Okryła młodzieńca i usiadła na ziemi opierając się o skałę. Czuła się jak po ogromnym wysiłku fizycznym. Zmęczenie ogarnęło ją całą. Skuliła się i przykryła resztą liści paproci. Zasnęła nawet nie wiedząc, kiedy.

* * *

Obudziła się nagle. Był środek nocy. Holly potrzebowała kilku minut by przypomnieć sobie, gdzie się znajduje. Białe promienie księżyca w pełni, zalewały parów rozganiając ciemność w najdalsze kąty. Z dala dochodziło stłumione pohukiwanie sów.
Holly zerknęła na przyjaciela. Patryk wiercił się i mamrotał przez sen, lecz po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Wszystko będzie dobrze –zapewniła go dziewczyna łagodnie.
Przez chwilę leżała wpatrzona w gwiazdy, potem jednak odwróciła się na drugi bok i odpłynęła w świat sennych marzeń.

* * *

Pierwsze promienie słońca zastały już Holly na nogach. Przedzierała się przez lasek poszukując drzew ze znanymi jej, jadalnymi owocami. W jej głowie tłoczyło się pełno ponurych myśli. Bała się o Patryka, bała się o siebie. Bała się o to czy i kiedy ich znajdą. Konie na pewno wróciły już do stajni, ale nie zdołają przecież pokazać nikomu drogi do swoich właścicieli. Najbardziej przerażała ją jednak wiedza. Wiedza o wielkości parowu i jego kształcie. Był on pułapką bez wyjścia.
Holly szła dalej starając się powstrzymać łzy rozpaczy. Nie mogła się poddawać. To byłby wyrok dla niej i dla Patryka także.
-Weź się w garść dziewczyno –powiedziała do siebie. –Weź się w garść.
Drzewa się przerzedziły i Holly wyszła na małą polanę. Rosły na niej krzewy, których gałęzie uginały się pod ciężarem małych, ciemnofioletowych jagód.
-Nareszcie jakaś dobra wiadomość –stwierdziła dziewczyna i z ponurym uśmiechem na twarzy zabrał się do zbierania owoców.
Po kilku minutach ponownie znalazła się między drzewami. W ręku niosła jagody owinięte w resztę materiału z bluzy. Starała się nie ściskać go za mocno, aby nie rozgnieść owoców. Nagle coś spadło jej pod nogi. Holly odskoczyła przestraszona.
-Co do… -mruknęła i pochyliła się.
Przed nią na ziemi leżała mała huba, dziewczyna, gdy tylko to zobaczyła, wyprostowała się i wybuchnęła śmiechem. Szybko jednak tego pożałowała. Krew bluznęła jej z nosa, wywołują ostry ból. Przestała się śmiać, jednak nadal uśmiechała się kpiąco. Ale jestem głupia, pomyślała.
Podniosła hubę i przyjrzała się jej. Po chwili na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-Ogień –szepnęła. Mogę rozpalić ognisko. Tylko musze znaleźć jakiś krzemień.
Rozejrzała się za kamieniem. Zdawało się jej, że widziała jakiś przy wejściu do lasu. Upchnęła hubę do kieszeni i ruszyła w tamtą stronę żwawym krokiem.
Kiedy dotarła na miejsce słonce już miło ogrzewało parów. Szybko znalazła krzemień. Zebrała jeszcze suchego drewna na opał i trochę pokrzepiona na duchu wróciła do Patryka. Młodzieniec nadal był nieprzytomny.
Holly z westchnieniem zabrała się za rozpalanie ogniska. Udało jej się dopiero za trzecim razem. Podeszła do przyjaciela i dotknęła mu czoła. Skrzywiła się zrozpaczona. Miał temperaturę. Usiadła i podkurczyła nogi. Objęła kolana i zapatrzyła się w ogień pogrążając w ponurych rozmyślaniach.

* * *

Tej nocy Holly nie spała dobrze. Co chwila budziła się nie wiedząc czemu. Siadała wtedy przy ognisku i dorzucała gałęzi do płomieni. Zerkała na Patryka i sprawdzała jak się czuje. Siedziała tak dopóki sen jej nie zmorzył. Kładła się by znów po jakimś czasie obudzić.

* * *

Ciche jęki wyrwały ją ze snu. Holly usiadła gwałtownie. Było już widno, słońce świeciło wysoko na niebie. Wściekła na siebie wstała i podeszła do Patryka. Młodzieniec mrugał oczami i rozglądał się zaskoczony. Kiedy zobaczył przyjaciółkę, na jego twarzy zagościł uśmiech.
-Gdzie jesteśmy? –spytał słabo. –I czemu mnie tak ręka boli?
Holly klęczała przez chwilę oniemiała, potem, czując wielką ulgę, zarzuciła ręce na szyję Patryka. Po policzkach popłynęły jej łzy. Sama nie wiedziała czy płacze ze szczęści czy też z bezsilności.
-Nic ci nie jest –zawołała.
Nagle cofnęła się zmieszana swoją chwilą słabości. Przestań się rozklejać, nakazała sobie w myślach. Wykrzywiła twarz w coś podobnego do uśmiechu.
-Znajdujemy się w parowie –powiedziała łagodnie. –A co do twojej ręki. Spójrz na nią.
Młodzieniec posłuchał jej. Gdy zobaczył „ban- daż” aż sapnął ze zdumienia. Na materiale widniały szkarłatne plamy zaschniętej krwi.
-Co… Znaczy jak…? –zapytał, jąkając się.
-Od upadku –odparła delikatnie Holly. Na jej twarzy pojawił się wyraz troski. –Zderzyłeś się ze skałą.
-Kiedy? –Patryk zmarszczył brwi czekając na odpowiedź.
-Dwa dni temu.
Młodzieniec westchnął ciężko.
-Wyjaśnij mi, co się stało. Wszystko mi się pomieszało w głowie. Pamiętam tylko, że jeździliśmy konno, więcej nic.

* * *

Następnego popołudnia Holly kucała nad strumie- niem i powoli popijała wodę. Przyglądała się swojemu odbiciu w lustrzanej tafli. Odkąd Patryk zasnął wyraz troski i przygnębienia nie znikał z jej twarzy. Przy młodzieńcu starała się jak najczęściej uśmiechać, swoje prawdziwe uczucia ukrywała za maską entuzjazmu, lecz teraz wypłynęły one z kryjówki.
Wstała i ruszyła w głąb lasu. Nie za bardzo zwracała uwagę na to gdzie idzie. Po policzkach spływały jej łzy. Powoli zaczęła tracić nadzieję. To już trzeci dzień, pomyślała.
Nagle słońce oświetliło jej twarz. Podniosła głowę i rozejrzała się. Wyszła poza granicę drzew na małą polankę. Zmrużyła oczy. Nigdy tu jeszcze nie była. Polankę porastały liczne krzewy.
Wtem w powietrze uniosło się miauknięcie. Ciche, lecz na pewno nie kocie. Było zbyt niskie, zbyt stanowcze i pełne żalu. Dziewczyna poczuła w sobie moc tego miauknięcia. Miała wrażenie, że ją przyzywa. Zaprasza do siebie. Nim się zastanowiła zrobiła kilka kroków do przodu. Umysł zasnuła jej mgła. Zrobiła następny krok.
Rozległ się dudniący warkot, brzmiący jak echo, zatarte wspomnienie.
Kolejny krok.
Warkot zmienił się w potężny ryk, lecz nadal to było tylko echo.
Następny krok.
Mgła z umysłu powoli zaczęła opadać.
Zatrzymała się w pół kroku.
Przez polanę przetoczyła się fala gorącego powietrza niosąca ze sobą dziwny zapach. Ni to kwiatu, ni owocu.
Mięśnie jej zesztywniały. Przed oczami zatańczyły czarne punkciki.
Wiatr uformował się w olbrzymiego, skrzydlatego lwa. Widmo zwierzęcia otworzyło pysk i wydało z siebie ten dziwny ryk. Jego łapy się ugięły. Odbił się od ziemi i rzucił w kierunku Holly.
Zachwiała się, kiedy zjawa przeleciał przez nią. Holly miała wrażenie jakby ktoś rozpalił w środku niej ogień. Ogarnęła ją wszechobecna ciemność. Osunęła się na ziemię nieprzytomna.

Holly zamrugała gwałtownie i usiadła. Był już wieczór, gwiazdy migotały na niebie. Rozejrzała się niepewnie. Cały czas była na polanie. Więc to nie był sen! W powietrzu nadal unosił się ten zapach.
Skoczyła na równe nogi, gdy usłyszała ciche miauknięcie.
-Tylko nie to! –jęknęła błagalnie.
-Holly?!
Odwróciła się błyskawicznie z podniesionymi pięściami. Spomiędzy drzew wyszedł Patryk. Chłopak zatrzymał się zaskoczony jej zachowaniem.
-Co się stało? –spytał cicho.
Dziewczyna pokręciła głową. Sama nie wiedziała, co się właściwie działo. Spojrzał na swoje pięści i opuściła je powoli, była zaskoczona swoją reakcją.
-Nie mam pojęcia –powiedziała. –I chyba nie chcę wiedzieć.
Miauczenie nie ustało, ale teraz było inne. Było ciche i… normalne.
Patryk zerknął niepewnie na przyjaciółkę, po czym zaczął się rozglądać po polanie, cały czas nasłuchując. Po chwili wyprostował się i ruszył w stronę ciernistych krzaków, kilka metrów przed nim.
-Po co tam idziesz? –zapytała Holly.
-To… hm… miauczenie, dochodzi stamtąd –mruknął młodzieniec. –Posłuchaj uważnie.
Rzeczywiście! Z każdym krokiem dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy i coraz głośniejszy. Dziewczyna przyglądała się zaintrygowana krzakom. I wtedy to zobaczyła. Za plątaniną gałęzi znajdowało się coś, co nie powinno tam być, dziura. Krzewy, wysokie na dwa metry, doskonale ją zakrywały.
-Tam jest jaskinia!
Puściła się biegiem i wpadła między krzaki. Nie zwracała uwagi na ostre ciernie szarpiące ubrania i przecinające skórę. Po chwili znalazła się w jaskini i stanęła jak wryta. Na ziemi tuż przed nią leżały, małe, szare…
-Lwiątka –szepnął Patryk.
Holly uderzył fałsz tych słów. To nie były zwykłe lwiątka.
-Nie –szepnęła. –To Kryształowe Lwy –powiedziała sama nie wiedząc dlaczego.
Młodzieniec spojrzał na nią zaskoczony. Wzruszyła ramionami i spojrzała w dal. Zobaczyła światło.
-A to nie jaskinia! –zawołała radośnie. –To tunel! Wracajmy do domu!
Chwyciła jedno z lwiątek i puściła się biegiem.

Rozdział 3
Pogoń

-Skąd wiedziałaś, że to nie są zwykłe lwy? –zapytał po raz wtóry tego dnia Patryk.
Holly westchnęła cicho. Ostatnio ich rozmowy miały temat: „Skąd to wiedziałaś”. To było już męczące.
-Nie mam najmniejszego pojęcia. Naprawdę! To tak jakby ktoś szepnął mi do ucha te słowa, a ja bym je powtórzyła. Ile razy mam ci to jeszcze mówić?
Zapadła cisza przerywana jedynie prychnięciami i warczeniem bawiących się lwiątek. Od pechowego wypadku w parowie minęły już ponad dwa tygodnie i zwierzątka okazały, że nie są zwykłymi lwami. Ich rany goiły się w kilka chwil.
Dziewczyna rozejrzała się niepewnie po swoim pokoju. Bała się, że niedługo jej mama odkryje nowego lokatora. Kiedy wróciła do domu zamykała się w swoim pokoju twierdząc, że chce pobyć sama, a tak naprawdę pilnowała, żeby mama nie weszła do niego. Od paru dni pani Sofins była okropnie zapracowana, wracała późno do domu, więc na razie tajemnica była bezpieczna. Ale mogło się to zmienić w każdej chwili.
-Musimy znaleźć jakieś miejsce na ukrycie maluchów –powiedziała cicho.
Młodzieniec skinął głową z wyraźną nadzieją Holly uśmiechnęła się słabo, wiedziała, co było powodem tej bezsprzecznej zgody. Do jej przyjaciela przyjechała siostra jego matki z dziećmi i wczoraj jego bart cioteczny omal nie odkrył istnienia zwierzątka.
Nagle rozległo się ciche skomlenie. Przyjaciele zerwali się na równe nogi i spojrzeli na podłogę. Jedno z lwiątek, drżąc, cofało się w kąt pokoju. Na jego szarawym futerku pojawiły się plamki krwi.
-Daril! –krzyknął Patryk, podbiegł do lwicy i wziął ją na ręce.
Na jej szyi widniała mała rana, z której sączyła się krew. Upływ, na szczęście, nie był duży. Młodzieniec gładząc po grzbiecie Daril, obserwował jak rana się zabliźnia. Kiedy proces dobiegł końca odstawił zwierzątko na podłogę i rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego spojrzenie zatrzymało się na młodym lwie, który teraz bawił się piłką.
-Shadow ty draniu! Jeśli choćby jeden raz…
-Uspokój się człowieku –mruknęła dziewczyna. –To tylko zabawa.
-Tylko zabawa?! To, co to tutaj robi?! –krzyknął zdenerwowany, wskazując na szkarłatną plamę krwi na podłodze.
-Przecież Daril jest cała. –Wyjęła chusteczkę i zaczęła sprzątać. –Zresztą ona też pogryzła Shadowa, więc są kwita –dodała spokojnie.
-Tylko go nie broń –warknął Patryk.
-A, co mam innego robić? Ten dureń, jak go nazwałeś, mieszka w moim pokoju od ponad dwóch tygodni, więc to chyba jasne, że się za niego wstawię. A tak w ogóle to ja nie krzyczałam na Daril, kiedy rozszarpała łopatkę Shadowowi.
Patryk otworzył usta chcąc zaprotestować, ale Holly powstrzymała go ruchem ręki i wstała.
-Wtedy to był wypadek i teraz to był wypadek. –Wyrzuciła brudne chusteczki do kosza. –Nie zapomnij, że jesteśmy przyjaciółmi.
Młodzieniec zaczerwienił się i spuścił głowę. Nastała ponura cisza.
-Przepraszam –szepnął po paru minutach.
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło.
-Nie ma za co. To ludzkie dać się ponieść emocją –powiedziała miękko. –Nie przepraszaj za to, że jesteś człowiekiem,
Patryk uśmiechnął się nieśmiało.
-To co zrobimy z lwami?

* * *

-Stare magazyny! To się nie uda –powiedziała Holly mrużąc oczy w popołudniowym świetle.
Siedziała razem z Patrykiem na schodach przed szkołą. W budynku panował gwar. Trwała przerwa obiadowa.
-Na pewno się uda –zapewnił młodzieniec. –Musi się udać. Bo czy mamy inne wyjście?
Dziewczyna wzruszyła bezradnie ramionami.
-Pewnie nie –przyznała.
-No właśnie.
-A, kto będzie je karmił?
-No… My oczywiście. –Uniósł brew. –Czy to nie logiczne?
-Może –mruknęła.
Holly przygryzła wargę. Ten pomysł nie zbyt przypadł jej do gustu. Wymykać się w środku nocy, do tego z dwoma lwiątkami do starych magazynów? Nie, to nie w jej stylu.
-A pory nie można zmienić?
-O tak można –stwierdził zgryźliwie Patryk. –Dwójka nastolatków i dwa lwy idą ulicą w biały dzień! Rewelacja dla mediów! Od razu trafimy na pierwsze strony gazet! I do telewizji!
-Ale…
Dziewczyna westchnęła. Musieli to zrobić.
-Dobra, zgadzam się –powiedziała z rezygnacją w głosie.

* * *

-To się na pewno nie uda –jęknęła Holly. –Stróżowie, ogrodzenia, zamknięte bramy… To czyste szaleństwo!
-„Lecz szaleństwo jest czasem objawem mądrości” –zacytował Patryk.
-Czyj to tekst?
-Nie wiem. Znalazłem to w jakieś książce.
-Za dużo czytasz!
-Nie jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi –burknął.
Przez chwilę szli w milczeniu.
-A policja?
-To żaden problem. Nie pilnują bez potrzeby parku. No chyba, że wyskoczysz im przed radiowóz i zaczniesz krzyczeć: „Nastolatkowie! Włóczymy się, każdej nocy!”
Holly spojrzała krzywo na przyjaciela.
-Nie jestem idiotką.
-O! Naprawdę? Nie wiedziałem.
Dziewczyna prychnęła zirytowana. Nie wiedział! Już w to wierzę, pomyślała. Pokręciła głową i zaczęła przyglądać się parkowi. Olbrzymi zielony teren, który niedawno wykupił biznesmen Ra-jakiś-tam. Ławki pomalowane na głęboką czerń, alejki wysypane żwirem, śmietniki, co krok, no i strażnicy.
-I znajdź tu człowieku „najkrótszą, a zarazem najbardziej bezpieczną drogę” -powiedziała pod nosem.
-Będziemy musieli skradać się między drzewami –stwierdził młodzieniec, nie zwracając uwagi na sarkazm przyjaciółki. –Nie dawno odkryłem dziurę w ogrodzeniu, a z tego, co wiem jest też następna po drugiej stronie parku, więc z wejściem nie ma problemu.
-I dopiero teraz mi to mówisz? -krzyknęła Holly.
-Wcześniej nie było potrzeby.
-Nie było potrzeby?! Ja tu dostaje świra próbując coś wymyślić, a ty śmiejesz mi się za plecami.
-Wcale się nie śmieje –powiedział urażony Patryk.
Dziewczyna jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
-Niech mnie ktoś ratuje.
-Ciekawe, przed czym.
-Przed twoją głupotą –warknęła. –Dobra koniec tematu. Chodźmy obejrzeć te magazyny.
Młodzieniec skinął głową. Szybko zakradli się na skraj parku i niemal natychmiast znaleźli dziurę. Rozejrzeli się i wyszli ostrożnie na ulicę. W tej części miasta panował bardzo mały ruch, nocą prawie wcale go nie było.
Przyjaciele spojrzeli na dwa stare budynki po drugiej stronie ulicy. Stare magazyny. Okolica była ładna, domki jednorodzinne, dużo zieleni, więc nikt nie wiedział, czemu budynki zostały opuszczone. Ludzie trzymali się z dala od nich. Wśród dzieci krążyły opowieści o duchach, lecz Holly i Patryk w nie, nie wierzyli. Zresztą te jęki i krzyki, które na sto procent były wytworem wyobraźni, trzymały ludzi na odległość, co czyniło magazyny wspaniałą kryjówką.
Nagle drzwi pierwszego z budynków się otworzyły i wyszedł z niego jakiś człowiek. Sądząc po budowie był to mężczyzna, lecz nie byli tego pewni. Człowiek był ubrany cały na czarno. Czarne spodnie, czarna bluza z głęboko nasuniętym na głowę kapturem, czarne glany. W miejscu kieszeni na biodrze widniało lekkie wybrzuszenie. Nieznajomy trzymał w ręku kopcącego się papierosa.
Wtem obcy uniósł głowę i spojrzał na przyjaciół. Przez parę sekund wszyscy stali nieruchomo, po chwili jednak mężczyzna wypuścił papierosa i sięgnął do kieszeni. Błysnęła stal. Holly sapnęła przerażona, złapała Patryka za rękę i puściła się biegiem.
-O, co chodzi?! –krzyknął zaskoczony młodzieniec.
-On ma nóż!
Patryk zatrzymał się na chwilę, po czym zaczął biec najszybciej jak potrafi.
Za sobą słyszeli dudniące kroki goniącego ich mężczyzny. Biegli, co chwilę oglądając się za siebie. Mimo największy wysiłków nie mogli zgubić prześladowcy. Z każdą chwilą ich doganiał. Był szybszy.
-Holly uważaj! –krzyknął nagle młodzieniec.
Dziewczyna zatrzymała się, ale było już za późno. Tuż przed nią wyrósł inny prześladowca z pałką baseballową trzymaną wysoko w górze. Nagle oślepiający ból eksplodował w jej głowie. Zanim zemdlała usłyszała jeszcze czyjś krzyk.
-Co się tutaj dzieje?!

* * *

Miarowe pykanie wściekle wwiercało się jej w mózg. Leżała w miękkiej pościeli i nawet nie śniło jej się, żeby otworzyć oczy. Głupi budzik, pomyślała.
-Mówiłem już pani! Nie wiem, kto to był –dobiegł ją głos Patryka. –Goniono nas przez dłuższy czas, więc nie interesowała mnie ich tożsamość.
Holly otworzyła oczy zaskoczona. Zobaczyła białe ściany i małą szafeczkę przy łóżku. Więc jednak nie była w domu. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Były tu jeszcze trzy krzesła, mały telewizor i stoliczek. I znalazło się źródło hałasu, pomyślała głupi telewizor jest włączony. Przy drzwiach stały trzy postacie i rozmawiały cicho. Patryk, jej mama i jakiś obcy mężczyzna, chyba policjant. Stali do niej tyłem, więc jeszcze nie zauważyli jej przebudzenia.
Spróbowała usiąść, lecz od razu zakręciło jej się w głowie. Z jękiem opadła na poduszki. Rozmówcy umilkli.
-Holly.
Mama usiadła koło niej i pogładziła ją po włosach uśmiechając się ciepło. Za nią stał Patryk.
-Nic ci nie jest skarbie? –spytała zatroskana.
-Nie, chyba nie –powiedziała dziewczyna lekko ochrypłym głosem.
-Pani Sofins, chciałbym z panią jeszcze chwilkę porozmawiać –powiedział nieco skrępowany policjant wskazując na korytarz.
-Och. Tak oczywiście. Zaraz wrócę.
- Co z lwami –zapytała szeptem Holly, gdy tylko drzwi zostały zamknięte.
-Są u mnie –odparł również szeptem młodzieniec.
-Ale… Jak?
-Zapasowy klucz pod wycieraczką –wyjaśnił z chytrym uśmiechem. –Kiedy twoja mama tu była pobiegłem po Shadowa i zaprowadziłem go do siebie. Nas szczęście u mnie na osiedlu jest mały ruch. Teraz Shadow siedzi razem z Daril zamknięty u mnie w pokoju. Ciocia niespodziewanie wyjechała, a mama znów pracuje do późna, więc nikt tego nie zauważy. Na razie.
Dziewczyna westchnęła z ulgą. Wszystko było dobrze. Na razie.
-Co się stało, gdy straciłam przytomność? –zapytała cicho.
-Nie za wiele. Jakaś kobieta wyszła przed dom i zaczęła krzyczeć, wtedy ci kolesie uciekli. Zadzwoniłem na pogotowie i do twojej mamy. A ona powiadomiła policję. Ale oni to wkurzające stwory. Przesłuchują mnie już drugi raz. Wczoraj mnie męczyli…
-Wczoraj? –zawołała zaskoczona.
-Tak –mruknął Patryk. –Udało mi się dopiero wieczorem wymknąć ze szpon tych policjantów, wtedy też wziąłem Shadowa do siebie. Mówię ci, musiałem się nieźle wysilić, żeby wyjaśnić swoje zniknięcie.
Holly kiwnęła głową i spojrzała ze współczuciem na przyjaciela. Była mu wdzięczna za to, co robił.
-Wiesz, która godzina? –spytała.
-Tak. Jest osiemnasta.
Nagle dziewczyna uśmiechnęła się. Coś jej zaświtało w głowie.
-A ty w ogóle byłeś dzisiaj w szkole?
-No cóż –mruknął Patryk, czerwieniąc się. –Ja… Nie! Nie byłem!
Holly zaśmiała się widząc zażenowanie przyjaciela. Było jej miło, że tak się o nią troszczył.
-Nie śmiej się tak. Twoja mama zadzwoniła do szkoły i jutro cała klasa przyjdzie cię odwiedzić. A z tego, co wiem Darek już wyzdrowiał. Mina jej zrzedła. Bardzo lubiła swoją klasę i nawet ucieszyła się na wzmiankę, że przyjdą ją odwiedzić, ale jeśli przyjdą z Darkiem to musi być przygotowana na koszmar. Ten chłopak był jej utrapieniem. Cały czas szukał jakieś okazji, żeby jej dokuczyć. A miała taki spokój, kiedy był chory. O ile te wszystkie wypadki można nazwać spokojem.
-O nie –zawołała na widok miny młodzieńca. –Masz wtedy przyjść!
-No nie wiem, czy nie będę miał nic do roboty z lawami –powiedział z chytrym uśmiechem. –Wiesz jak to jest. Mogą się pogryźć, czy coś w tym stylu.
-Patryk –jęknęła. –Ja cię zabije jak nie przyjdziesz.
-No, co ty –powiedział Patryk krztusząc się ze śmiechu. –Przecież nie zostawię cię z Darkiem.


* * *

-Nadal nie mogę w to uwierzyć. W tym szpitalu są chyba sami wariaci. Wypuścili cię po trzech dniach!
-Stwierdzili, że nic mi nie jest.
-Ale ty oberwałaś z pałki baseballowej w głowę. Nie mogli cię od tak wypuścić. Przecież nie zrobili ci nawet wszystkich badań!
-Kości mi nie złamało, nie rozcięło głowy, nawet wstrząsu mózgu nie miałam. Tylko straciłam przytomność, Patryk mi nic nie jest. Ja naprawdę czuję się dobrze.
Holly westchnęła. Była niedziela i ona razem z Patrykiem spacerowała po łąkach na przedmieściach. Niedaleko przed nimi biegały lwiątka.
-Jak udało ci się je tu przywieść? –spytała niepewnie.
-Och… Błagam, nie pytaj mnie o to. To była –młodzieniec zamilkł szukając właściwego słowa.
-Katastrofa?
-Tak katastrofa. A właściwie nie, to było gorsze od katastrofy. Tylko nie każ mi tego opowiadać.
-Dobrze. Niech to zostanie twoją tajemnicą. –Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie. –A teraz –puknęła go w ramie –goń mnie.
Śmiejąc się głośno zaczęła uciekać. Za sobą słyszała goniącego ją Patryka. Doścignęła lwy i poklepała je po grzbietach. Zwierzęta warknęły cicho i pobiegły za nią. Po kilku minutach młodzieniec złapał swoją przyjaciółkę za rękaw.
-Teraz ty mnie gonisz –powiedział z uśmiechem.
-Osz ty! –krzyknęła dziewczyna i puściła się biegiem.
Zabawa trwała długo. Lwy po jakimś czasie się od niej odłączyły. Holly udała się zapomnieć, choć na chwilę, o przykrych wydarzeniach tego tygodnia.
Zmęczeni bieganiną usiedli w cieniu drzew małego lasu. Chłodny wietrzyka cicho szumiał pomiędzy liśćmi tworząc senną atmosferę.
-Dość! Już dość –wydyszał młodzieniec. –Inaczej padnę trupem.
Holly zaśmiała się radośnie. Patryk nigdy nie był dobrym biegaczem. Śmiech zamarł jej w gardle, kiedy spojrzała przed siebie. Dwóch odzianych w czerń nieznajomych podążało w ich stronę. Na razie jeszcze nie zobaczyli przyjaciół.
Dziewczyna złapała młodzieńca i pociągnęła za drzewa. Z tamtego miejsca obserwowała obcych. Poruszali się oni na dwóch karych koniach. Zwierzęta te były wyjątkowo chude, lecz wprost czuło się otaczającą je atmosferę strachu i nienawiści. Ich jeźdźcy tego dnia nie mieli na głowie kapturów. Byli to dwaj czarnowłosi mężczyźni w średnim wieku z okropnie bladą cerą. Zadrżała, kiedy znaleźli się blisko lasku. Wiatr przyniósł ze sobą zapach potu, krwi i rozkładających się ciał.
Jeden z mężczyzn poruszył się niespokojnie w siodle i sięgnął po coś przy boku. Rozległ się zgrzyt metalu o metal i przyjaciół oślepił na chwilę błysk stali. Mężczyzna trzymał w ręku miecz. Pochylił się do swojego kolegi i szepnął mu coś do ucha. Po chwili drugi mężczyzna kiwnął głową, dobył miecza i pojechał w prawo, a jego towarzysz w przeciwną stronę. Gdy tylko przyjaciele zobaczyli boki koni, od razu zrozumieli przyczynę smrodu. Obydwa wierzchowce miały odsłonięte mięso, z którego wystawały żebra.
Holly cofnęła się szybko i potknęła o wystający korzeń. Z krzykiem upadła na ziemię. Jeźdźcy zatrzymali się i spojrzeli na drzewa, za którymi ukrywali się przyjaciel. Po chwili spięli konie i pogalopowali w ich stronę.
Dziewczyna zerwała się na równe nogi i razem z Patrykiem pognała w głąb lasu. Wiedziała, że na wolnej przestrzeni, nie mieliby szans. Za sobą słyszała tentem kopyt, który zbliżał się z każdą chwilą. Biegła na oślep w las, czując na karku oddech młodzieńca, który był tuż za nią. Nagle wybiegła spośród drzew. Zatrzymała się gwałtownie, przed sobą miała tylko litą skałę. Spojrzała w górę, gdzie w oddali majaczał szczyt urwiska. Ściana była zbyt stroma ba wspinaczkę.
- I co teraz? –zapytał młodzieniec.
-Nie wiem –powiedział przerażona Holly.
Spojrzała na drzewa, z pomiędzy nich wyłoniły się wierzchowce. Przyjaciele przywarli plecami do ściany urwiska, starając się jak najlepiej ukryć strach. Nie chcieli dać satysfakcji jeźdźcom.
-To na pewno oni? –zapytał mężczyzna wyglądający na młodszego. Jego głos był ostry jak klinga miecza. –Pan nie chciał, żebyśmy zabijali bez potrzeby. Zbyt dużo morderstw mogłoby zainteresować media –powiedział, po czym uśmiechnął się chytrze. –Ale nie mieliśmy zostawiać śladów, więc to i tak niezbyt ważne.
-To oni –zapewnił drugi. –Ta dziewczyna to Sediv, ale ma jeszcze małe doświadczenie. Najprawdopodobniej nic jeszcze nie umie.
-Więc nigdy się nie nauczy –warknął młodszy i podniósł miecz.
Wtem przed Patrykiem i Holly pojawiły się Lwy. Lecz to nie były już małe lwiątka. Były potężnymi lwami. Zwierzęta stanęły na tylnych łapach i ryknęły ogłuszająco. Błysnęło oślepiające światło i dwoje przyjaciół osunęło się w ciemność.

Będę stopniowo dodawać nowe rozdziały ^^; Oki?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sabriel dnia Śro 11:07, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Luts.
Cullen



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 941
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stargard

PostWysłany: Pią 17:12, 07 Sie 2009    Temat postu:

Przeniosłam do FanFic Wink
Zaraz biorę się za czytanie.



łaaaał, świetne jest.
jestem ciekawa co dalej i niecierpliwie czekam na następny rozdział ^^


btw. jest trochę literówek, ale to pewnie z pośpiechu przepisywania, prawda? Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Luts. dnia Pią 17:21, 07 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sabriel
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kutno

PostWysłany: Pią 18:48, 07 Sie 2009    Temat postu:

No wiesz, ja to przepisywałam jakiś czas temu, ale masz rację, w pośpiechu ^^;
Dać drugi?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Luts.
Cullen



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 941
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stargard

PostWysłany: Sob 21:24, 08 Sie 2009    Temat postu:

Taaak, daj <33

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sabriel
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kutno

PostWysłany: Nie 16:21, 09 Sie 2009    Temat postu:

proszę cię bardzo xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Luts.
Cullen



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 941
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stargard

PostWysłany: Pon 18:32, 10 Sie 2009    Temat postu:

a dziękuję ;* biorę się za czytanie.


aww. wciągnęłam się w tą historię Wink
a oni wrócą do domu? xD
bo w trakcie czytania naszła mnie taka wizja, że zamieszkają w tym lesie, będą walczyc z dzikimi zwierzętami i na dodatek zostaną porwani niczym Staś i Nel. xDD
dobra, odwala mi. -.-


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sabriel
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kutno

PostWysłany: Śro 11:03, 12 Sie 2009    Temat postu:

Wrócą, ale już niedługo znikną gdzieś na rok xDDD
Daje 3 rozdział ;P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
R-love-J
Zwykły śmiertlenik



Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Sob 18:04, 06 Lis 2010    Temat postu:

Super ff.

Bardzo wciągający.

Czekam na dalsze rozdziały. WeNy ŻyCzĘ!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sabriel
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kutno

PostWysłany: Wto 13:10, 09 Lis 2010    Temat postu:

Wiesz co, na razie porzuciłam pisanie "W cieniu.." a to dlatego, że razem ze znajomymi pracujemy nad antologią ^^; Przy okazji moje opo. do antologii jest też opowiadaniem dla zakładu O.o mam je pokazać w szkole przed końcem tej klasy, to wtedy będę miała podwyższoną ocenę z polaka *.* xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.thetwilight.fora.pl Strona Główna -> FanFic Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin